Czy literatura jest w ogóle potrzebna?

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym nauczycielka historii zrugała nas za nieznajomość Trylogii. Nie spodobał jej się fakt, że nie wiedzieliśmy, o co chodzi z rodem Billewiczów, o którym wspomina się na początku ”Potopu”. Cała nasza znajomość Sienkiewicza sprowadzała się do ”Krzyżaków” z okresu wczesnego gimnazjum… i nie trzeba dodawać, że niewielu było uczniów, którzy szczerze pokochali Sienkiewicza (choć mi ta książka się spodobała i przeczytałem ją całą). 500 stron staropolskich dialogów stanowiło zbyt wielkie wyzwanie dla konsumpcyjnej dzieciarni, która dopiero wchodziła w dorosłość i przeżywała trudny czas w związku ze zmianą środowiska. Poza tą obszerną powieścią Sienkiewicz to był również autor pozytywistycznych nowel typu ”Szkice węglem”, ”Janko Muzykant” czy ”Latarnik” (choć ten ostatni pozytywistyczny chyba nie był). I jeszcze ”W pustyni i w puszczy”, która jest dziś wysoce niepopularna z powodu oskarżeń o rasizm.

Na liście lektur Sienkiewicz jest w sumie prawie nieobecny – uczniowie znają XIX wiek tylko z Mickiewicza, Żeromskiego i Prusa. To dało mi do myślenia – skoro nie ma przymusu czytania Sienkiewicza… to dlaczego nie zacząć go czytać? Poza tym nadarza się idealna okazja – mamy wszak rok poświęcony właśnie jemu, więc czemu by nie spróbować?

Swoją przygodę zacząłem jeszcze w poprzednim semestrze książką ”Quo vadis”… i byłem zachwycony. Później sięgnąłem po ”Ogniem i mieczem” – zacząłem uwielbiać postać Zagłoby. Dalej ”Potop” – skończyłem na pierwszym tomie i w wakacje odpocząłem od Trylogii nie dlatego, że książka była zła lub nudna, wręcz przeciwnie – historia Andrzeja Kmicica i jego wewnętrznej przemiany oraz miłości do Oleńki okazała się porywająca, postać czarnego charakteru, jakim był Janusz Radziwiłł, została znakomicie nakreślona z dbałością o wielopłaszczyznowość psychologiczną, Zagłoba ponownie dawał o sobie znać w wyśmienitym stylu – ale uznałem, że muszę zebrać siły, zanim przeczytam następne dwa sążniste tomy. Gdy nastał czas ciężkich przygotowań do matury, powróciłem do opisów zmagań Polaków ze Szwedami i udało mi się znaleźć dobrą odskocznię od szarej rzeczywistości (w szczególności krwawymi walkami o klasztor w Częstochowie, podczas których Kmicic własnoręcznie wysadził szwedzką kolubrynę), po czym zakończyłem literacką epopeję ostatnim z tomów – ”Panem Wołodywojskim”, po którym na zawsze w mej głowie pozostanie straszliwy obraz śmierci tatarskiego złoczyńcy.

Sienkiewicz nie jest pierwszym pisarzem z dawnych wieków, który zawładnął moją wyobraźnią – rok temu udało się to francuskiemu mistrzowi Victorowi Hugo, który na przełomie 2015 i 2016 wypełnił mój umysł bohaterami ”Nędzników” i (w mniejszym stopniu) ”Katedry Marii Panny w Paryżu”. Nie chcę uchodzić za jakiegoś intelektualistę, chcę tylko powiedzieć, że utwory obu wirtuozów pióra dały mi wiele do myślenia i nieraz motywowały mnie do pracy nad samym sobą, a obok intelektualnych i moralnych refleksji dostarczały mi również rozrywki dzięki fabule wypełnionej niesamowitymi zwrotami akcji i gotowymi na wszystko postaciami. Sam jestem nieraz zaskoczony, jak to możliwe, że podobają mi się takie stare książki sprzed półtora wieku, bowiem nie uważam się za jakiegoś wielkiego intelektualistę, który by tylko pochłaniał dzieła z wyższej półki. Myślę jednak, że dzięki nim udało mi się wiele zmienić w swoim życiu (choć jeszcze nie wszystko). Poza tym są to tylko najważniejsze dla mnie przykłady – jest cała masa książek i innych dzieł kultury (w szczególności filmów), które mnie inspirowały i dodawały siły, jednak zdecydowałem się wymienić tylko te dwa, aby prościej przedstawić swój pogląd.

W ”Nędznikach” pojawiła się postać mężczyzny, który po wielkim upadku, jakim była utrata wszystkiego, co miał, zdołał – dzięki pomocy życzliwego człowieka i własnego ogromnego wysiłku – osiągnąć wielkie cele w swoim nowym życiu. Dzięki wytrwałości nigdy się nie poddał i zawsze zwyciężał mimo ogromnych trudności, jakie stawiał mu los. Moje życie nie było nawet w najmniejszym stopniu tak dramatyczne, lecz jego przykład tak bardzo przypadł mi do gustu, że po pierwszym roku w liceum, który ukończyłem z fatalnymi ocenami – postanowiłem się poprawić i dawałem z siebie wszystko. Rezultat był znakomity – tak piękne oceny miałem chyba tylko w ostatniej klasie gimnazjum(nie licząc podstawówki!). Nie dość tego – odkryłem w sobie nową pasję, jaką była… kinematografia. Postanowiłem zostać profesjonalnym znawcą wszystkich filmów i oglądałem codziennie po jednym (albo nawet po dwa) i powoli nazwiska aktorów, reżyserów, scenarzystów i kompozytorów filmowych stawały mi się coraz bardziej znajome, a liczba poznanych przeze mnie tytułów ze wszystkich epok (aż od kina niemego!) wzrastała! I jeszcze trzeci aspekt religijny – na pewien czas stałem się gorliwym chrześcijaninem, choć niestety – zapału starczyło mi na parę miesięcy. Ale wtedy czułem się tak szczęśliwy, jak nigdy dotąd!

Ale po wakacjach nastąpiło zwątpienie! Filmowe i literackie pasje nie wydawały mi się już tak ciekawe, jak poprzednio. Dwa miesiące czasu wolnego mnie przerosły – ze zdumieniem odkryłem, że nie wiem, co robić! Nie potrafiłem znaleźć sobie jakiegoś interesującego zajęcia, dlatego też pomyślałem, że przynajmniej będę miał czysty i wypoczęty umysł po rozpoczęciu ostatniego roku szkolnego. Niestety, znowu zaczęły się schody. Z wielkim wstydem przyznaję, że głównie z matematyki i po części z angielskiego, choć to w pierwszym przedmiocie łapię jedynkę za jedynką. Świat mi się zawalił – co ja teraz zrobię? Próbowałem uczyć się po staremu – rozwiązywać zadania i uczyć się pracowicie, jednak praca od rana do wieczora okazała się tak nie do wytrzymania, że głowa rozbolała mnie od nadmiaru nerwów! „To koniec” – pomyślałem. – „Zdam maturę dopiero w przyszłym roku i stracę cały rok. A, i jeszcze nie zdam klasy i posiedzę następny rok w liceum. Co za horror!”.

I wtedy otrzymałem dość nieoczekiwane wsparcie – tym razem nieco inne, niż w przypadku ”Nędzników”. Wróciłem do czytania ”Potopu”, bo uznałem, że rok Sienkiewicza już zaraz zniknie, a niedługo będę przerabiał na historii wiek XVII. I zrobiło mi się lżej na duszy. Powieści Sienkiewicza pokrzepiły moje serce bynajmniej nie w ksenofobicznym duchu – nie uznałem się za Polaka lepszego od Ukraińców, Skandynanawów czy muzułmanów – trzech wrogów z trzech powieści ani nie nabrałem seksistowskich poglądów, bo kobiety z jego utworów były w większości trofeami do uratowania przez dobrych silnych mężczyzn z rąk innych silnych mężczyzn – tylko tych złych. Zobaczyłem ludzi, którzy odważnie szli na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Widziałem mężczyzn, którzy w trudnych chwilach stawiali czoła zagrożeniom i brali odpowiedzialność za innych. Miałem przed oczyma piękny świat dobra i zła – to nic, że daleki od rzeczywistości dawnej i dzisiejszej. Nieraz się uśmiałem z rozmaitych przygód, jakie miewali boahterowie trzech ksiąg historycznych, a moim ulubieńcem od razu stał się Zagłoba, bez którego inne postacie nie mogłyby by do niczego dojść. Staropolski język wydał mi się niezwykle barwny i obcowanie z nim sprawiało mi przyjemność – a przy tym czułem specyficzną dumę: ha, nie udało mi się z nauką języków, ale przynajmniej jestem w stanie docenić piękno własnego!

Sienkiewicz nie powiedział mi jednak czegoś najbardziej istotnego: jak lepiej się uczyć, żeby dobrze zdać maturę i ukończyć szkołę. Wiem jednak jedno: rozjaśnił moje spojrzenie na świat i sprawił, że znów chce mi się naprawdę, tak po prostu – żyć. I myślę, że to jest właśnie najlepsze w literaturze. Możemy wymyślać nieskończenie wiele argumentów przeciw czytelnictwu i mówić, że wielbiciele książki bujają w obłokach, nie dają światu niczego konkretnego, marnują czas, który mogliby przecież przeznaczyć na wyjście na dwór czy naukę ważnych przedmiotów… a w ogóle nowe pokolenie ma robić postęp i wymyślać nowe wynalazki, nowe lekarstwa itp., a nie zachwycać się starociami, co to w ogóle jest? No i do matury się trzeba uczyć, a nie czytać powieści (no chyba że ewentualnie lektury szkolne!)

Sienkiewicz nauczył mnie, żeby takich głosów słuchać z rozwagą i przyjmować do wiadomości, ale nie zadręczać się nimi i zachować także własny osąd. Podobnie zresztą jak i Victor Hugo – dzięki takim ludziom, jak oni dwaj, mam motywację, by dalej iść i nie rezygnować ze swoich celów. Dlatego mówię to, co właściwie znają już wszyscy – czytanie jest potrzebne czy tego chcemy czy nie. Często uważałem, że książki i filmy tylko kradną mi potrzebny czas i w gruncie rzeczy powinienem z nich zrezygnować, ale moje myślenie było błędne, do czego w niniejszym artykule się przyznaję. Zresztą ostatnim z powodów, dla którego jestem wielce wdzięczny takim autorom, to zachęcenie mnie samego do pisania. To dzięki nim odczułem potrzebę dzielenia się swymi poglądami na papierze (albo za pomocą sieci). Czytanie otworzyło mi oczy i uświadomiło, kim mogę być w przyszłości!

Jan Cieślak

Dodaj komentarz